O mnie
Jan Kowalczyk – jeździec, sportowiec, olimpijczyk
st. chor. sztab. sł. st. WP, trener, największy talent w historii polskiego jeździectwa, najskuteczniejszy (i “złoty”) kontynuator polskiej szkoły jazdy, mistrz olimpijski w skokach i zdobywca srebrnego medalu w Pucharze Narodów IO w Moskwie (1980).
Urodzony 18 grudnia 1941 w Drogomyślu, syn Jana i Jadwigi, absolwent miejscowej szkoły podstawowej, podoficer WP. Zawodnik (169 cm, 68 kg) LZS Drogomyśl (1951-1956), Cwału Poznań (1957-1960) i Legii Warszawa (1962-1991).
Pierwsze galopy wierzchem na gospodarskich koniach (sąsiadów, bo ojciec pracując w fabryce nie miał gospodarki) wykonywał już jako 8-letni chłopak, by nieco później (1953) korzystając z zaproszenia koniuszego i pierwszego jeździeckiego trenera i wychowawcy Jana Parkasiewicza, przesiąść się na konia sportowego (Famos) z tutejszego Państwowego Stada Ogierów.
Pierwsze starty w barwach LZS (1953) w Drogomyślu, Ochabach, Książu, Mosznie, Bytomiu, Katowicach (w kat. młodzików) i pierwsze zwycięstwo (1956) w Żywcu (na Dapczyku). Skierowany na kurs jeździecki (dla pracowników stad i stadnin) do PSO w Sierakowie (1957) spotyka tam dwóch czołowych szkoleniowców: Jana Mossakowskiego z poznańskiego Cwału i Wiktora Olędzkiego, z którym kilka lat później połączą go losy w stołecznej Legii. Na razie, po skończonym kursie, wyjeżdża z Mossakowskim do Poznania, gdzie zastaje znakomitą atmosferę, znaczących rywali i silną rywalizację. Robi błyskawiczne postępy. Niebawem (1958) wygrywa nie tylko z doświadczonymi jeźdźcami zdobywając tytuł mistrza Polski w WKKW (na Dottim), ale odnosi także sukcesy w innej specjalności – juniorskich konkursach skoków (MP i ME). Staje się też sparing partnerem w przygotowaniach do IO w Rzymie (1960) i po raz pierwszy (1960) wygrywa konkurs zagranicą (Moskwa, na Liderze). Kontakty z jeździectwem przerywa 10-miesięczna praca w kopalni (wraz z bratem, próba szkoły życia) i szkolenie utylitarne podczas zasadniczej służby wojskowej (1961), do której odbycia został powołany.
W marcu 1962 rozpoczyna się zasadnicza część sportowej kariery Kowalczyka w barwach stołecznej Legii. Wielki talent, który już w świecie jeździeckim dostrzeżono, otrzymał na Kozielskiej (siedziba wojskowych skoczków) właściwe (na miarę polskich możliwości) warunki rozwoju: stałą pracę w wojsku, najlepsze konie (z Poznania przyjechał za nim Larum, w 1963 zaczął dosiadać Drobnicę, a rok później Roncevala) szeroką możliwość startów i profesjonalną opiekę trenerską. Najbardziej błyskotliwe sukcesy odniósł już w latach 1965-1968. Był najlepszym jeźdźcem CHIO 1965 w Olsztynie (na Roncevalu i Drobnicy), w Akwizgranie (także podczas CHIO 1966) jadąc na Drobnicy konkurs z wyboru, pokonał wszystkie sławy światowego jeździectwa (bracia d’ Onzeo, Mancinelli, Pessoa, Steenken, Goyoaga), a rok później (1967) nazywanym często “sezonem Kowalczyka”, tych sukcesów było kilka. Dwa zwycięskie konkursy podczas CHIO w Rotterdamie (w jednym z nich zdobył tyle samo punktów, co przed rokiem ówczesny mistrz Europy N. Pessoa) i ex aequo 4-5 m. podczas mistrzostw Europy w skokach (także w Rotterdamie i również z N. Pessoa) oraz, o czym dużo pisano i mówiono, efektowne zwycięstwo nad przyszłym mistrzem olimpijskim Włochem Graciano Mancinellim na londyńskim White City w obecności królowej Elżbiety II. No i sukces największy odniesiony “w przeddzień” IO w Meksyku (1968) na Drobnicy, zwycięstwo w niezwykle silnie obsadzonym Konkursie Mistrzów (olimpijskich, świata, Europy i poszczególnych krajów) w stylu (prędkość) rzadko widywanym w konkursach 170 cm. Musiało to być jakieś nadzwyczajne wydarzenie, bo wybitny znawca jeździectwa, olimpijczyk i mistrz Niemiec Fritz Thiedeman tak go skomentował: ” Byłem świadkiem wielu zachwycających rozgrywek, lecz coś podobnego widziałem po raz pierwszy”. Niestety, po tym mityngu Drobnica (podstawowy koń mistrza Jana) odmawia skakania nawet niskich przeszkód i mimo obecności w Meksyku (kontuzja barku), rozpoczyna serię pechowych występów olimpijskich Polaka (w Monachium tuż przed startem padł na serce Chandżar, a rezerwowa Jastarnia była źrebna, natomiast zbyt drogi transport nie pozwolił na występ w Montrealu).
Także trzecie “”podejście olimpijskie” Kowalczyka (Moskwa 80) o mało nie zakończyło się fiaskiem. W Szczecinie kilka tygodni przed igrzyskami spadł z konia i złamał obojczyk (nie pierwszy zresztą raz). Gips, niepełna sprawność, bolesność i znów niepewność. Do ostatniej chwili. Na domiar złego Artemor (następca Drobnicy i Roncevala, które odeszły do hodowli) podczas treningów w Moskwie zaczął marudzić (niechętny, nieufny) i odmawiać posłuszeństwa. Dopiero zmiana stroju jeźdźca (z fraka na normalny wojskowy mundur, na co na szczęście zezwalał regulamin i był jeszcze czas na przysłanie go z Warszawy) wyraźnie poprawiły humor i samopoczucie Artemora, który walczył z wyjątkowym zaangażowaniem. Pisano, nawet, że fruwał nad przeszkodami) mając tylko w końcowej fazie przejazdu jedną, jedyną zrzutkę.
Mistrz olimpijski, podczas konferencji prasowej wziął jednak w obronę swą “drugą połowę”. – Ostatnią przeszkodę przejazdu – powiedział – strącił nie Artemor, a ja. Gdy wydawało się, że już cały przejazd mam czysty, dałem koniowi odetchnąć. On pomyślał, że to już po zawodach i dotknął drąga kopytem. Ale stało się. Wieloletnia praca i gotowość zawodnicza do wielkiego wyczynu dała wreszcie podczas IO sukces, o którym tylko marzyły całe pokolenia polskich jeźdźców.
Panuje dość powszechna opinia, że tego nie może osłabić absencja w Moskwie wielu światowych znakomitości (bojkot igrzysk). Kowalczyk nie był przecież zawodnikiem znikąd, znajdował się w znakomitej formie (przed igrzyskami wygrywał konkursy w Akwizgranie, Rzymie, Rotterdamie i Londynie) i jego zwycięstwa można się było spodziewać na każdych wielkich zawodach. Złoty medal indywidualny został “podparty” srebrnymi krążkami naszych jeźdźców w Pucharze Narodów, którzy powtórzyli wyczyn sławnych polskich kawalerzystów z Amsterdamu (1928). Tym razem do końcowego wyniku w PN liczyły się oba przejazdy Kowalczyka i Hartmana, pierwszy nawrót Bobika i drugi Kozickiego.
Ale kariera mistrza Jana nie zakończyła się jeszcze w Moskwie. Mimo 40 lat nadal utrzymywał wysoką formę i “gotowość startową”. W samym tylko 1982 wygrał 32 konkursy i wraz z Festynem, Gruzją i Lotagenem przygotowywał się do kolejnego, tym razem tylko indywidualnego, występu olimpijskiego w Los Angeles (1984). Tam jednak nie wystartował… Po zakończeniu startów w Legii (1983), mistrz olimpijski wyjechał do Włoch, gdzie startował i uczył jeździć innych.
“Pożegnanie z bronią” w kraju zorganizowano mu podczas mistrzostw Polski (skoki) w Łącku (26 maja 1991), gdzie po raz ostatni przed własną publicznością wystąpił na siwym angloarabie Festynie. Kończyła się kariera najwybitniejszego polskiego jeźdźca, która pod każdym względem była rekordowa. Ponad 500 zwycięstw na krajowych i zagranicznych konkursach na ponad 100 koniach (poza już wymienionymi były to jeszcze m. in. Blekot, Argus, Derkacz, Darlet – zdobył na nim 3 tytuły MP, Balsam, Brzeszczot, Brest, Brzask, Orbis, Murzynek, Frygijczyk, Harlem, Fagot, Radar, Zapach i Via Vittae), 17 tytułów mistrza Polski, 15 w skokach przez przeszkody (1965-1967, 1969, 1970, 1973-1975, 1977-1980, 1982, 1984, 1986) i 2 w WKKW (1958, 1966) oraz 2 tytuły I wicemistrza w skokach (1972, 1981). W latach 1964-1986 uczestniczył aż w 46 konkursach o Puchar Narodów, co jest kolejnym absolutnym polskim rekordem (odnosząc 5 zwycięstw). Rekordowy jest także jego udział w ogólnym dorobku polskich jeźdźców, np. spośród 126 indywidualnych zwycięstw w konkursach CHIO-CSIO (1956-1979) – 44 odniósł sam Kowalczyk. Zasłużony Mistrz Sportu odznaczony m. in. trzykrotnie złotym Medalem za Wybitne Osiągnięcia Sportowe, Krzyżem Kawalerskim OOP oraz Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi.